sobota, 23 lipca 2011

Nie byłabym sobą,

gdybym pozwoliła temu szaremu Eskimo leżeć i czekać na swoją kolejkę. Tak bardzo spodobało mi się robienie sweterków od góry według roliczania Antoniny że gdy tylko kupiłam odpowiednie druty - nabrałam na nie 98oczek i po paru godzinach mam tyle
Taka grubość sprawia, że sweterek będzie jest lekko usztywniony na karczku więc będzie się lepiej układać.
Sweterek stosunkowo szybko przybywa na drutach, ale największą udręką jest fakt, że włóczka "nie ślizga się na żyłce" a właściwie na wężyku. Tak bardzo chciałam kupić te druty 6mm, że nie przemyślałam tego jak włóczka będzie się przesuwać pomiędzy drutami. W tym momencie mam 190oczek i już tylko kilka naście
rzędów i będę oddzielać rękawy.
Karczek robię znalezionych kiedyś wzorem warkocza
W poniedziałek nareszcie do pracy - nie umiem sobie wyobrazić tych zaległości, ale dam radę - kto jak nie ja.

piątek, 22 lipca 2011

Coś nowego i przydatnego

Już nie raz mi się zdarzyło, że najpierw znalazłam coś przydatnego w necie, gdzieś to zapisałam na komputerze i potem tego wiecznie szukałam, po czasie zapominałam, że to w ogóle miałam. Więc tym razem żeby tego nie zgubić wrzucę tutaj - może komuś poza mną też się przyda w robótkowych wojażach.
Znalazłam na youtube.com ciekawy sposób na wyrabianie dziurek - podoba mi się najbardziej dolna linia, do tej pory zawsze strasznie kombinowałam przy robieniu dziurek. Filmik został wrzucony przez knittinghelp
Poniżej moja próbka.

czwartek, 21 lipca 2011

W czasie deszczu nie tylko dzieci..........

.......bo i ja się czasami nudzę. Więc, żeby nie wpaść w depresyjny nastrój postanowiłam zajrzeć do ulubionego sklepu z włóczkami, guziczkami, wstążeczkami..... Chciałam tylko zajrzeć żeby sprawdzić czy nie pojawiły się jakieś nowości i........ wyszłam z torbą pełną motków. Niestety już nieraz postanawiałam sobie, że nie będę kupować nowych włóczek dopóki nie skończę poprzednich projektów, ale co tam - tak się do mnie ładnie uśmiechały z półeczek, tak do mnie mrugały. Cóż jestem w końcu kobietą - czasami zdarzają mi się niezaplanowane zakupy. Oj tam...
Guziki strasznie mi się spodobały
 
będą idealnie pasowały do szarej włóczki Eskimo z Inter-fox.
Jeszcze nigdy z niej nie robiłam, ale mam już pomysł na to co z niej zrobię - grube swetrzysko na późną jesień. W żaden z moich swetrów jesienią już nie wejdę, więc muszę sobie coś szybciutko udłubać - coś co będzie rosło razem ze mną czyli żadnych guzików na wysokości brzucha.
Strasznie spodobał mi się skręt tej włóczki - jest dość gruba - 100g to 125metrów.
Zalecane druty 4,5-5,5mm ale w moim przypadku rzadko się zdarza, że robię na drutach zalecanych przez producenta. Przyszłam do domku i okazało się, że włóczka najlepiej układa się na drutach 6mm i znowu okazja do wyjścia na zakupy - szóstki mam tylko proste, muszę wyskoczyć po żyłkowe. :)
I jeszcze wrzuciłam do koszyka czarną Malwę - kolor taki, który zawsze się przyda, tym bardziej, że nie lubię sweterków w intensywnych kolorach - zdecydowanie wolę włożyć kolorową bluzeczkę pod ciemny, stonowany sweter niż odwrotnie.

niedziela, 17 lipca 2011

Aktywny odpoczynek

Mój M. zabrał mnie dziś na wycieczkę w góry - niestety zbyt często nam się to nie zdarza - różnica między nami polega na tym, że ja jestem od dzieciństwa przyzwyczajona do aktywnego odpoczynku - z rodzicami bardzo często wyjeżdżaliśmy na wycieczki w góry.
M. natomiast nie umie odpoczywać, nigdy się tego nie nauczył - jego rodzice nigdy nigdzie nie jeździli - cały wolny czas spędzali w domu.  
Ale raz na jakiś czas udaje mi się go wyciągnąć na aktywny odpoczynek - tym razem sam zaproponował wyjazd - wie, że potrzebuję ruchu i tęsknię za górami. Więc pojechaliśmy do Ustronia, wjechaliśmy na Czantorię kolejką linową, potem weszliśmy na Wielką Czantorię, zaliczyliśmy taras widokowy a potem zeszliśmy do Ustronia.
Pogoda bardzo nam dopisała - w sam raz na górską wycieczkę - słoneczko grzało porządnie, ale na szczęście wiał bardzo przyjemny wiatr, który znacząco uprzyjemniał wędrówkę. Ludzi oczywiście mnóstwo, coś jak na drodze na Morskie Oko, niestety ciężko mojego M. przekonać do wspinaczek na góry gdzie nie można przynajmniej częściowo wjechać kolejką lub samochodem (ale do tego też go z czasem przekonamy).
Uwielbiam takie wycieczki - przyroda, cudowne widoczki, chciałoby się rzec "cisz i spokój", niestety nie na tak uczęszczanym szlaku ale i tak było bardzo przyjemnie spędzony dzień. Chociaż przyznam szczerze, że przeraża mnie widok niektórych "turystów" na takich szlakach - panie w klapeczkach na obcasiku, w eleganckich sandałkach na cieniutkich paseczkach.  Przecież to w końcu szlak turystyczny, oki - 80% drogi pokonuje się kolejką, ale powyżej górnej stacji kolejki do szczytu jest jeszcze 30min drogi po nierównym terenie, usuwających się spod stóp kamieniach. Przepraszam, ale dla mnie to jest zero wyobraźni - w eleganckich sukienkach i w eleganckich sandałkach zapraszam na deptak w Wiśle. Nic mnie tak nie denerwuje jak taki widok, dla mnie to jest brak pokory przed naturą, potem źle się postawi stopę, skręci kostkę i dzwoni po GOPR. Wiem, że przesadzam, ale......

Widok z Wielkiej Czantorii na Równicę w Ustroniu - tam byliśmy wiosną, polecam dla zmotoryzowanych niemogących lub nielubiących się wspinać.

Potem poszliśmy do Sokolarni i miejsca gdzie leczy się znalezione ranne ptaki drapieżne (koło górnej stacji kolejki) za drobną opłatą która wspomaga ich działalność można pooglądać z bliska piękne ptaki. Część z nich lata nade mną "na co dzień" ale widzę je tylko rozpostarte w locie, z daleka. Jeszcze nigdy nie widziałam ich aż z tak bliska.
Śliczna pustułka
 Raróg
Orzeł bielik na rehabilitacji
I moja ulubienica - śliczna mała sowa włochatka - śliczny mały ptaszek, nie wiem co mnie w niej urzekło, ale tak jakoś cudacznie kręciła główką.
 Bardzo miły dzień - polecam okolice Ustronia, Wisły, Koniakowa - dużo miłych szlaków dla początkujących.

sobota, 16 lipca 2011

Moje wsie życie

Pogoda dzisiaj przepiękna, więc postanowiłam wyruszyć na spacerek z obiektywem, żeby poćwiczyć moje umiejętności. Na razie jestem jedynie adeptem tej sztuki - słucham rad M., który robi piękne półprofesjonalne zdjęcia. Ale jeszcze mi do niego daleeeeko.

A w okolicy mam mnóstwo obiektów i okazji do pstykania. Bo jak w tytule - wiodę sobie od roku "wsie życie". Ja taka miastowa zamieszkałam na wsi - gdyby mi ktoś kilka lat temu powiedział, że codziennie po przebudzeniu będę widział z okna wschód słońca nad polami złocącego się zboża - po prostu bym wyśmiała. Ja urodzona i wychowana w 140 tysięcznym mieście, ja która spędziłam 1,5 roku w Waszyngtonie, ja która podróżowałam pomiędzy New York, Filadelfią a Bostonem zamieszkałam we wsi gdzie liczba mieszkańców wynosi niespełna 1400. Na początku było ciężko, bardzo ciężko, dusiłam się w tej zamkniętej społeczności, z dala od tego świata, który znałam i uwielbiałam. Teraz po roku zaczynam powoli doceniać tę ciszę, tę zieleń, ten spokój, te wschody słońca - jeszcze nie czuję się do końca u siebie, ale już za rok będziemy mieszkać w naszym domku, który właśnie wykańczamy i pewnie poczuję się jak w domu.
To teraz moja wieś w obrazkach 

 A teraz wild life

Ale najbardziej podoba mi się jedna wizja - M obiecał że jak tylko wprowadzimy się do naszego domku, wybudujemy z tyłu taras, posiejemy piękną trawkę powiesi mi za domem w ogrodzie hamak - już się nie mogę doczekać tych cichych wieczorów z robótką na łonie natury!!
A żeby nie było, że marnuję czas na spacery - to łapki też mam stale zajęte. Sweterek rośnie - w stosunku do oryginału dołożyłam z boczków - pod pachą dwa motywy łańcucha.

czwartek, 14 lipca 2011

Trochę się pokręciło

Trochę się wszystko pomieszało - po kolejnej wydawało mi się rutynowej kontroli usłyszałam od gin - dwa tygodnie L4. Dzieciątku nic nie jest ale niepokojące okazały się bóle brzucha, które mnie ostatnio nawiedzały. Więc siedzę od dziś grzecznie w domku - trochę mnie to pracoholika przeraża, ale wiadomo, że maleństwo jest teraz i już zawsze będzie najważniejsze.

Ale były też pozytywne strony wizyty - usłyszałam pierwszy raz bicie maleńkiego serduszka - uczucia które się we mnie kotłowały gdy słuchałam tego regularnego bicia są nie do przecenienia. No dobra, rozczulam się, ale to jest mój pierwszy raz (ciążą) i wciąż jest to dla mnie niewyobrażalne, że w grudniu zostanę mamą. Już tak na całe życie będę miała kogoś do kochania tak bezwarunkowo i bezgranicznie. Mój M by się oburzył gdyby to przeczytał, ale miłość do męża choć też bezwarunkowa jest zupełnie inna niż ta do maleństwa które rośnie pod sercem.

Więc teraz będę miała więcej czasu na drutowanie i szydełko, chociaż za oknem upał taki, że wszystkiego się odechciewa. Szary Rosamund's Cardigan o którym pisała tu rośnie choć powolutku - mam już na drutach 334oczka, więc łatwo nie jest, ale w sumie nie ma się co dziwić - robię drutami 3,0mm.
Będę dzielna i za niedługo zobaczycie efekty końcowe.

niedziela, 10 lipca 2011

To się nazywa czas relaksu - trzy dni czystego lenistwa nad wodą. Wzięliśmy z mężem jeden dzień urlopu w piątek i spędziliśmy czas na łonie natury. Mąż moczył kije przez cały ten czas w nadziei na złowienie 20kg karpia - w sekrecie dodam, że niestety te plany mężusiowi nie wypaliły. Pogoda nam cudnie dopisała - cisza, spokój, natura....... czas pełnego odpoczynku.
Oczywiście jak niewiele spośród nas nie umiem bezczynnie leżeć na słońcu i nic nie robić, muszę czymś zająć ręce albo przynajmniej oczy. A że czasu miałam pod dostatkiem skończyłam czytać najnowszą powieść mojej ulubionej Jodi Picoult. Strasznie wciągają mnie jej powieści - zawsze pisze o trudnych, niebanalnych tematach i nie ukrywam, że często zaskakuje mnie zakończenie. Ostatnio przeczytana - na chwilę obecną ostatnia przetłumaczona - NAPRAWDĘ POLECAM!!
Kocyk też skorzystał na tym wyjeździe - robi się banalnie - bardzo duże szydełko, ale nie ukrywam, że takie powtarzanie tych samych elementów jest niesamowicie nużące. Włóczka nie jest jakoś specjalnie wydajna - już zamówiłam drugi zestaw włóczek - w sumie to będzie 800g, więc kocyk będzie stosunkowo ciężki. A wygląda już tak
Po powrocie czekała mnie bardzo miła niespodzianka - zakwitł mój storczyk - po raz pierwszy od października kiedy go dostałam. Mam nadzieję, że nie straci wszystkich pączków, które ma, a naliczyłam ich już około 40, a on wciąż rośnie. To jakby nie było moje pierwsze "botaniczne" osiągnięcie, więc się chwalę.
 

piątek, 1 lipca 2011

Czas biegnie wciąż jakby szybciej, a teraz wręcz galopuje - wieczorami jestem taka zmęczona, że wskakuję do łóżka razem z kurami. W pełni sił jestem jakieś pięć godzin po przebudzeniu, potem poziom energii sukcesywnie opada i jakoś muszę dociągnąć do końca dnia. Więc kocyk idzie mi opornie.
Kolorki zupełnie "nie moje" - do tej pory byłam bardzo zachowawcza i konserwatywna w doborze kolorów włóczek, ale przecież kocyk ma być dla dzieciątka, nie dla mnie, więc mam nadzieję, że się sprawdzi.